Bieszczady – praktyczne porady na wyjazd
Bieszczady to jeden z tych rejonów Polski, który przeze mnie nie został jeszcze odkryty. I pomimo to, że ubiegły weekend spędziłam na Podkarpaciu – byłam w Sanoku, Ustrzykach Dolnych czy Solinie, to nadal trzymam się tej myśli. W moim odczuciu to dopiero przedwstęp do serca bieszczadzkiego świata. Przedsionek, który skutecznie zachęca do tego, by wejść głębiej. Zatem: idąc w ślad moich przemyśleń, na dobry początek podrzucam wskazówki, które mogą Ci się przydać.
Pomyśl o urlopie
Bieszczady to taki trochę koniec świata. Jest stosunkowo blisko Krakowa, ale w sytuacji, gdy człowiek decyduje się na wyjazd bez urlopu, każda godzina z weekendu jest na wagę złota. Dlatego jeśli wybieracie się w ten region, warto wziąć wolne w pracy i przeznaczyć minimum trzy dni. My byliśmy tylko dwa – w dodatku niepełne – i czuję ogromny niedosyt. Obiektywnie patrząc, widzieliśmy bardzo niewiele i nie mieliśmy zbyt wiele czasu, żeby nacieszyć się choćby jednym konkretnym miejscem. To po prostu bardzo rozległy obszar i nie ma szans na to, by zobaczyć wiele w tak krótkim czasie. Weź też pod uwagę czas na dojazd. My wyjechaliśmy w sobotę rano, jednak teraz wiem, że lepiej byłoby to zrobić już w piątek wieczorem.
Kiedy najlepiej jechać w Bieszczady?
Bieszczadzcy zapaleńcy lub tutejsi powiedzą na pewno: zawsze. A ja, z perspektywy świeżaka i turysty powiem tak: owszem, jest tutaj pięknie i idealnie wpasowuje się w moje kryteria odpoczynku, z tych dwóch powodów oczywiście warto. Jednak uważam, że lepszą porą roku na taki wypad jest wiosna, lato. Nawet jesień, byle nie zima. Dlaczego? Ponieważ nie ma tego wow. Bieszczady to specyficzne góry, to nie są wysokie tatry. Tutaj robotę robi ta wszechotaczająca zieleń, kolory. Przynajmniej ja mam o tym miejscu takie wyobrażenie.
Jedz potrawy regionalne!
Oczywiście tytuł wątku sugeruje, że napróbowałam się wszelakich specjałów przez te dwa (niecałe) dni, co oznaczałoby, że mam naprawdę pojemny żołądek. Ale nie, nie jest tak. Znaleźliśmy się w miejscu, które serwowało słynne podkarpackie proziaki i to je udało mi się skosztować. Swoją drogą nazwa bardzo dwuznaczna, można się pomylić. Jest to nic innego, jak placek z dodatkiem sody. Bardzo prosty i jednocześnie bardzo dobry przysmak. Kuchnia podkarpacka ma więcej takich perełek i to zdecydowanie jeden z powodów, dla którego na pewno tutaj wrócę.
Korzystaj z map
Jeżeli masz w planach pochodzić po górach, to pamiętaj – jesteś w Bieszczadach, a tutaj turystów nie ma tak wielu jak w Zakopanem. Są miejsca, w których google nie pokazuje szlaku, dlatego idealnie spisze się mapa turystyczna, która po to została stworzona, żeby ułatwić życie podczas górskiej wyprawy. I najlepiej od razu ją uruchomić, nie liczyć na google maps. Zaoszczędzicie sporo czasu. 🙂
***
To tyle, jeśli chodzi o wskazówki. Celowo nie napisałam o konkretnych miejscach, bo do Bieszczad jedzie się z jednym zamiarem. Zresetować się. A każdy robi to na swój indywidualny sposób. My mieliśmy potrzebę pójścia do galerii Beksińskiego, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy lubi takie atrakcje, a co dopiero sztukę, jaką uprawiał Beksiński. Być może podczas następnego pobytu zobaczę na tyle ciekawe miejsca, że uznam je za dobrą inspirację, a wtedy na pewno się nimi z Tobą podzielę 🙂
Ja uwielbiam Bieszczady w październiku. Bogactwo kolorów za to ludzi jakby mniej 😉 Moim kulinarnym bieszczadzkim hitem były pierogi z oscypkiem, bryndzą i pokrzywą. Rewelka!
Gosia, jak tak piszesz o tym bogactwie kolorów, to zaczęłam sobie to wyobrażać i… jest pięknie! 🙂 Pierogi z oscypkiem, z bryndzą jadłam. Ale z pokrzywą? Zapisuje na moją listę spraw obowiązkowych. 🙂
Pozdrawiam cieplutko <3
Doskonałe. Plus te zdjęcia. Zbliża się długi weekend. Myślami już się jest w podróży.
Spojrzałam teraz na te zdjęcia i faktycznie – aż chce się tam wyjechać! 🙂