| |

Dolina Pięciu Stawów Polskich – ciąg dalszy

Chętnie napisałabym Wam trochę o Turbaczu, na którym to dziś byliśmy, jednak pod poprzednim wpisem pojawiło się jednoznaczne „CDN.”, dlatego też cofnijmy się w czasie o siedem dni. Zapraszam na kilka informacji praktycznych i opisów niczym z „Pana Tadeusza”. Żartowałam, wtedy na pewno przestalibyście czytać. Ale do sedna –> Dolina Pięciu Stawów.

Zanim zaczniemy wędrówkę

Teoretycznie auto powinniśmy zostawić na parkingu w Palenicy Białczańskiej. Kto był, ten wie, że znalezienie tam miejsca graniczy z cudem. My w dodatku zaspaliśmy straszliwie i zamiast być o 8 rano, byliśmy mniej więcej po… 10. Wjazd był więc już całkowicie zamknięty, na szczęście jednak, jako chyba ostatnim, udało nam się wcisnąć na parking Łysa Polana. Czy tu, czy tam – cenowo bez różnicy, bo 30 zł za cały dzień.

Różnica natomiast jest w kilometrażu, ponieważ od ronda do szlaku są ok. 2 km. Niby nic, jednak mnie na wyprawach górskich nic nie męczy tak bardzo, jak chodzenie po asfalcie. Dlatego też w poprzednim wpisie pisałam o odcinku dół –> Wodogrzmoty Mickiewicza . Dla borykających się z podobnym problemem: wybierając się do Doliny Pięciu Stawów, doznacie zupełnie innych wrażeń, niż idąc na Morskie Oko.

Droga do schroniska

Cała trasa zajmuje jakieś 2,5 godziny (w jedną stronę), a z kroku na krok pojawiają się coraz piękniejsze widoki. W zależności od formy – trasę można przejść ciągiem, jednak mniej wprawionych niektóre podejścia mogą konkretnie zmęczyć. Ponieważ na takich szlakach energię traci się dużo szybciej, niż chociażby chodząc w Beskidach, warto wziąć ze sobą coś do jedzenia. Oczywiście schronisko na mecie jest, a w nim czekające na Was zimne piwo z sokiem i dużo pysznych maszkietów, jednak nim się tam znajdziecie, minie sporo czasu i zdążycie zrzucić wiele kalorii. Będąc już w temacie jedzenia – mają REWELACYJNĄ szarlotkę.

Jeśli posiadacie, weźcie ze sobą kijki. W chwilach słabości naprawdę pomagają. W Tatrach spotyka się wiele przepaści. Dla osób, które mają lęk wysokości, wystarczy jedna niewłaściwa myśl i już zaczyna się kręcić w głowie. A takie kije w rękach, psychologicznie, potrafią zdziałać cuda.

Mając jakieś tam doświadczeniu w chodzeniu po górach, mam ukształtowany pogląd, według którego od Beskidów wolę Tatry. Są dla mnie bardziej tajemnicze, budzą ogromny respekt, są wręcz zjawiskowe. Nie męczę się w Nich, chcę więcej i więcej. Tomek z kolei stwierdził, że Dolina Pięciu Stawów odczarowała niechęć do Tatr. Dlaczego ją miał? Głównie przez Morskie Oko. Wróć. Przez trasę na Morskie Oko. Bo szczyt/ dojście do celu, schroniska to tak naprawdę wisienka na torcie. Odpoczywamy, pijemy coś, jemy, napawamy się widokiem, porobimy kilka zdjęć i tyle. Wracamy z powrotem na trasę. I to właśnie ona pozwala (lub nie) złapać górskiego bakcyla. A jaka jest właśnie tam – sami wiecie. 🙂


Similar Posts