Egipt. Czy jest się czego obawiać?
Egipt. Czy jest się czego obawiać? Jeśli czytaliście poprzedni wpis, doskonale wiecie o tym, że decyzja o kierunku naszych wczasów zapadła zupełnie niespodziewanie. Byliśmy nastawieni na Albanię, ale historia z brakiem miejsc w samolocie spowodowała, że jeszcze raz zaczęliśmy rozmowy o Egipcie. Wiem, że nie jesteśmy jedynymi, którzy bali się tego kraju, dlatego chciałabym stworzyć wpis, który bez koloryzowania i przesadzania pokaże Wam, jak to wygląda.
Długi lot samolotem
Jasne, są kraje, do których leci się znacznie dłużej, jednak cztery godziny w samolocie to też, jakby nie patrzeć, sporo czasu. Jakoś nieszczególnie się tego obawialiśmy, w zasadzie wcale. Najlepiej wziąć ze sobą książkę, zgrać na telefon jakiś dobry film (Tomek zgrał serial, horror, więc akurat takiego gatunku nie polecam ;p) albo po prostu – pójść spać. Muszę przyznać, że największy strach, jaki obleciał mnie na tych wczasach, był w sytuacji, gdy mieliśmy lądować. Lotnisko znajdowało się w Tabie. Kiedy z góry widzieliśmy morze – w zasadzie standard, zero reakcji.
Kiedy pojawiła się pustynia, wszyscy chcieli nagle siedzieć na miejscu przy oknie i podziwiać widok de facto piachu i kamieni. Ale kiedy samolot zaczął się obniżać i przygotowywać się do lądowania, a my dalej widzieliśmy pustynię i nic więcej, w głowie (przynajmniej mojej) zaczęły pojawiać się dziwne myśli. Że jestem taka głupia, zachciało się Egiptu, trzeba było lecieć do tej Albanii i bezstresowo korzystać z all inclusive. Że przecież tyle się mówi o tym, że ta Afryka i Egipt takie niebezpieczna, zamachy i te sprawy. Miały być super wakacje i odpoczynek, a skończy się na uprowadzeniu. Piszę teraz do Was z Polski, ze słonecznego Krakowa, więc jak widać, nie porwali nas 🙂 Lotnisko znajduje się wśród piachu i kamieni, pasa startowego nie widać w ogóle. Jeśli zdecydujecie się na lot …-Taba, pamiętajcie – to lotnisko tam jest 🙂
Wysoka temperatura
W pierwszy dzień pobytu okazało się, że trafiliśmy na anomalię pogodową i mogliśmy być świadkami burzy piaskowej. Wiąże się z nią to, że panują ekstremalne temperatury. Kiedy wiał wiatr, miałam uczucie, które towarzyszy, gdy buchnie nam w twarz gorące powietrze z piekarnika, w którym włączony jest termoobieg. Bo 50 stopni już podchodzi pod te ekstremalne, prawda? 🙂
Egipt o tej porze roku zdecydowanie jest gorący. Tak naprawdę nie ma wielkiej różnicy pomiędzy dniem a nocą. Przynajmniej odczuwalnej, bo w ciągu dnia temperatury przewyższają 40 stopni, a wieczorami spadają do ok. 35. Jednak pamiętajcie – w Afryce panuje inny klimat! Suche powietrze sprawia, że naprawdę jest znośnie. Byliśmy w hotelu, który był klimatyzowany i nie uwierzę raczej, że w takim kraju jak Egipt są takie, które nie są zaopatrzone w klimatyzację. 🙂 Przynajmniej te, które przyjmują turystów. Jak poradzić sobie z gorącem poza hotelem? Akurat my mieliśmy jakieś… 50 metrów do morza, więc tam spędzaliśmy najwięcej czasu, ale te bardziej oddalone zapewniają przyjezdnym przynajmniej kilka basenów, w których można się nieco ochłodzić. NIECO, bo woda też jest cieplutka 🙂
Musicie wiedzieć, że nie da się chodzić boso po piasku. Jest tak gorący, że stanie na nim autentycznie boli. Lepiej też klapki zostawiać np. pod leżakiem, bo kiedy się nagrzeją, efekt jest podobny. Tylko późnym wieczorem jest szansa na to, żeby pospacerować bez obuwia. Ale uwaga! Można wtedy natrafić na różne zwierzątka.
Zemsta Faraona
Sławna zemsta Farona, przez którą pierwotnie Egipt poszedł w odstawkę. Mówi się o niej, ze potrafi popsuć cały wyjazd, wyciągnąć z życia kilka dni. Skąd w ogóle się to bierze? Z odmiennej flory bakteryjnej przewodu pokarmowego Europejczyków. Często winą obarczana jest woda z kranu, która zawiera wiele bakterii. Nasza rezydentka opowiadała nam, że za każdym razem, kiedy jedzie na stację benzynową w Egipcie doznaje szoku, ponieważ paliwo jest tańsze (i to sporo) od wody mineralnej.
Jak więc wygląda w praktyce kwestia klątwy? Podobno statystycznie dotyka co drugiego turystę, na naszym przykładzie – niestety chyba każdego. Kiedy rozmawialiśmy z osobami pracującymi w biurach podróży, doradzali nam, żeby przede wszystkim kilka dni przed wyjazdem, w trakcie pobytu i już po powrocie do Polski, brać probiotyki. Mówili też, żeby się „odkażać polską wódką”. Żeby dmuchać na zimne, zastosowaliśmy obie praktyki. Po każdym posiłku wracaliśmy od razu do pokoju, żeby wypić kieliszek napoju 40%. Po śniadaniu też. Wiecie, na takich wczasach należy zapomnieć dżentelmeńskiej zasadzie picia po południu.
Egipska kuchnia
Egipt to biedny kraj, który ma dwa główne źródła zarobku: Kanał Sueski i turystyka. Wiedzą doskonale, że muszą dbać o odwiedzających kraj, żeby po prostu mieć za co żyć. Dlatego w dużej mierze używają wody mineralnej. Do gotowania, do parzenia kawy czy herbaty, nawet kostki lodu robią z tej butelkowej. Jest jedno ale. Owoce i warzywa myją właśnie w wodzie, która leci z ich kranów. A w Egipcie naprawdę kuszą, bo są wystawione w przeróżnych postaciach na kilkumetrowych stołach. Niestety lepiej ich nie jeść. Nie przepadam za mięsem, zdecydowanie bardziej wolę warzywa, dlatego mnie chyba z całej naszej czwórki było z nich zrezygnować najciężej. Ale jestem przekonana, że wyłącznie dzięki temu detoksowi Faraon nie rzucił na nas klątwy w tak okrutny sposób, w jaki on potrafi.
Warto natomiast próbować ich kuchni. Jest zupełnie inna niż nasza, totalnie orientalna. Wybierajcie to, co zostało już przetworzone 🙂 Prawda taka, że warto przestrzegać kilku zasad. To, co powyżej, plus: podczas mycia zębów używać wody mineralnej i absolutnie, pod żadnym pozorem nie pić wody z kranu. Może się to naprawdę źle skończyć.
(Nie) bezpieczeństwo
Kwestię bezpieczeństwa poruszam jako ostatnią, jednak najbardziej dla mnie newralgiczną. Nie ukrywam, że naprawdę bałam się, że coś się może nam stać. To, co zobaczyliśmy jest nie do opisania i – szczerze mówiąc – ciężkie psychicznie do udźwignięcia. Kwestie małego kalibru – pakowanie się. Myślałam: nie mogę wziąć tej koszulki z polskim napisem, bo mogą odebrać, że to coś obraźliwego. Wyciągałam z walizki w pospiechu t-shirt, który miał do złudzenia przypominającą tęczową flagę.
Zachowanie – może zupełnie niepotrzebnie, może z dużą dozą przesady, ale pilnowaliśmy się (bardziej podświadomie), żeby bardzo głośno nie rozmawiać, nie wybuchać śmiechem, nie rzucać się w oczy. Po napoje my, dziewczyny, poszłyśmy raz. Po pierwsze kobiety traktuje się je z lekceważeniem. Oczywiście należy to, kolokwialnie mówiąc, olać i nic sobie z tego nie robić. Po drugie, zaczepiane są w bardzo specyficzny sposób. Hm, ironizowanie? Nie, to też złe określenie. Pokazywanie im, że są „niższego rzędu”? Już bliżej.
Przygody z wojskiem
Wojsko, siły zbrojne. Mimo to, że wakacje zaliczamy do naprawdę udanych, przez cały pobyt czułam dziwny, wewnętrzny niepokój. Zniknął, kiedy wróciliśmy do Polski. Opowiem Wam dwie historie:
pierwsza:
Kiedy wysiedliśmy z samolotu, towarzyszyło nam wojsko. Gdy czekaliśmy na wizy, gdzie tylko by sie nie odwrócić, patrzyli na nas panowie z dłońmi na pistoletach. Podczas drogi do hotelu, która prowadziła przez góry, towarzyszyło Nam wojsko w samochodach terenowych, w których z dwóch stron wydrążone zostały niewielkie otwory, a z nich wystawała końcówka karabinu. Wiecie, co to oznacza? Kiedy chwilami takie auto jechało równo z nami, z jednej strony te karabiny celowały w nas. Co jakiś niewielki odcinek trasy, stały kolejne auta z jeszcze większą ilością wojska. Przejazd trwał ok. pół godziny, ciągnął się wieki.
Kiedy mieliśmy wracać z wakacji, doskonale wiedzieliśmy, że czeka nas dokładnie ten sam widok. Z małym haczykiem. Mieliśmy wyjechać z hotelu o 20:30, a ponieważ nie bez powodu mówi się, że panują egipskie ciemności, to jechaliśmy po ciemku. I do tego, co przeżywaliśmy 17 lipca, doszedł jeszcze większy niepokój – spowodowany tym, że nic nie widzieliśmy. Nic poza światłem latarek, które oświetlały góry celem sprawdzenia, czy nie czai się tam żaden zamachowiec.
druga:
Wybraliśmy się na wycieczkę (zorganizowaną) do Dahabu. Fantastyczne doświadczenie, zderzenie dwóch światów, zobaczenie na własne oczy, jak wygląda życie Beduinów. Ale o tym napiszę pewnie oddzielny wpis. 🙂 Płynąc do brzegu: w drodze powrotnej Tomek kręcił film. Chciał uwiecznić, jak wyglądają wioski, ich drogi itp. Nie schował kamery w momencie, gdy przejeżdżaliśmy przez miejsce, w którym stało wojsko. Niestety zauważył to jeden z żołnierzy, kazał zatrzymać autokar, i wskazał na Tomka… Nie rozpisując się, pod okiem opiekuna wycieczki, musiał skasować film. Całe szczęście, że Go nie zatrzymali, nie zabrali kamery, nie wyciągnęli żadnych konsekwencji.
Tak naprawdę wszystkie te widoki, które są nam na co dzień obce, wynikają z tego, że Egipcjanie nas chronią. Pilnują turystów, żeby nic złego im się nie stało. Poza tym Taba jest kilkanaście km od Izraela, znajdowaliśmy się zatem w strefie przygranicznej, również stąd może wynikać ta ostrożność. Myślę, że po tych dwóch historiach już wiecie, o co mi chodziło z wewnętrznym niepokojem.
Czy Egipt jest bezpieczny?
Czy jest się czego obawiać? Warto mieć z tyłu głowy, że należy być ostrożnym i nie „kozaczyć”, ale jeśli miałabym jednoznacznie odpowiedzieć, to nie, nie ma się czego bać. Widać, ze to biedny kraj, ale Egipcjanie się starają dogodzić turystom. Są pomocni, pokazują nam swoje życie i warunki, w jakich żyją. Ilość wojska świadczy wyłącznie o tym, że nie chcą doprowadzić do powtórki wydarzeń sprzed kilku lat.
Tak się składa, że mieszkam w Egipcie od kilku już lat 😉 Naprawdę nie ma się czego obawiać. Kobiety często są „lekceważone” z szacunku dla samej kobiety, albo jej partnera. Nie wypada w Egipcie nagabywać kobiet, więc rzeczywiście zdarza się, że Ci bardziej uprzejmi mężczyźni, pomijają kobiety w rozmowach na przykład, nie patrzą im w oczy itp.
A policji i wojsku zdjęć robić nie można ze względów bezpieczeństwa. Nie można też fotografować obiektów wojskowych , rządowych itp.
Jak byście się skusili jeszcze na Egipt, ale następnym razem na Hurghadę, to piszcie śmiało, pokażę Wam jak wygląda prawdziwe życie w egipskim miasteczku 😉